Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/51

Ta strona została przepisana.

baż na to tak podatnej publiki naiwno-dziecięcej, jaką była średniowieczna.
Wieśniak lub mieszczuch, przybyły do Krakowa, dzień cały trawił na oglądaniu tych cudów.
Bo i jak tu nie patrzeć!
Oto szyld miecznika.
Widzisz wielkiego draba, ubranego czerwiono, jak zmiata łeb Turkowi: co to za stal wyborna być musi!
Szewc, chcąc zachwalić trwałość swego towaru, wymalował człowieka, który w jego butach po rozżarzonych węglach stąpa.
Tam cyrulik odcięte nogi i ręce zlepia do miary.
A stolarze, iglarze, siodlarze, kordybanicy, miechownicy, garncarze, introligatorzy, pasamonicy, barchannicy, paśnicy: wszystko to rzuca się w oczy i nawołuje do sklepów.
Ten Pater-noster-macher jest to figurka mała, z rudawymi włosem, o kosem spojrzeniu, kulejący na nogę. Twarz jego szczupła i zwiędła bez zarostu. Stąd to i nazwisko Knabe. Rozjaśnia ją tylko kiedy niekiedy szyderczy uśmiech i nerwowe mruganie lewego oka.
Siedzi przy warsztacie z dwoma pomocnikami i wytacza ziarnka różańca, podczas gdy jego żona zajmuje się sprzedażą.
Jedna izba mieściła wówczas warsztat i skład wyrobów, tak, że kupujący mógł się dokładnie przyjrzeć robocie.
— Jejmość pani Knabe jest godną widzenia, i jeżeli mnich kiwający się nad drzwiami ściąga gawiedź, to pani ściąga ludzi, co umieją cenić coś więcej, niż manekina.
Jest bowiem niepospolicie piękna.