Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/57

Ta strona została przepisana.

— Ciebie one nie dotkną, dziecko moje, nad tobą zawisła opieka potężnego męża i serce matki. Wyrzuć z twej głowy te straszne myśli, jesteś tu przy mnie, a jabym się z samym Bogiem skłóciła, gdyby ci krzywdy domierzył... jabym...
Ten potok niebacznych słów matki przerwał ojciec. Detmold, sekretarz Hanzy, który wszedł właśnie.
Pokłonił się pani Agacie z uśmiechem smutnym, mówiąc:
— Zostaliśmy osieroceni. Przezacny pan Olderman wyjechał wczoraj nagle w interesach Hanzy; był bardzo strapiony, że się z wami pożegnać nie mógł i mnie polecił, abym was uspokoił i pozdrowił w jego imieniu.
— Więc on nie wie — rzekła, zrywając się, pani Agata — nie wie... — Wtem urwała nagle.
— O czem łaskawa pani?
— Że mój syn już tu. Dziś zrana przybyli razem z Tillem, który go przyprowadził.
Detmold się obejrzał na Rudolfa, jakgdyby go w tej chwili dopiero spostrzegł, i patrząc nań potem z podełba, mruknął:
— Hm, hm I Więc ten młodzieniec z Hanzy?... i opuścił samowolnie kompanię... To nie dobrze.,
— A któż wam mówi, żem ją samowolnie opuścił? Przybiegłem tu, aby szukać ratunku dla niej. Nie mogłem wiedzieć przecie, że już kantor uwiadomiono.
— Nie wolno niczego się domyślać ani zgadywać. Wykonywć rozkazy i milczeć.
— Darujcie, wszak on nowicyuszem jeszcze — rzekła pani Agata pod przykrem wrażeniem złowrogiegu uśmiechu Detmolda.
— Kto przybywa z Kolonii, ten nie jest już nowicyuszem. Prócz tego widzę w was krnąbrność i niepo-