Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/58

Ta strona została przepisana.

szanowanie praw. Ten młodzieniec wie o tem dobrze, że najprzód winien był stawić się w kantorze Hanzy i zameldować.
— Tu go wprzód serce ciągnęło — odparła oburzona matka.
— Niema serca, niema krwi związków wobec praw naszych. Ale wybaczcie staremu zrzędzie. No, no... nie patrzcie tak na mnie osłupiałym wzrokiem... Te cudne oczy tylko do rozkosznego uśmiechu stworzone... Ot, młodemu nauczka się przyda — dodał ściszonym głosem, przysuwając się ku Agacie i biorąc ją za rękę, aby wycisnąć na niej lubieżny pocałunek.
Kobieta, się wzdrygnęła, a Rudolf zrobił ruch, jakgdyby go chciał schwycić za gardło i odciągnąć od matki. Szczęściem Detmold tego nie widział, czy nie chciał widzieć. Kiwnął mu przyjaźnie głową i rzucił jeszcze w progu te słowa:
— Pamiętać radzę ustawy.




VIII.
Stronnictwo.


W gospodzie pod Złotą lilią, przy Szewskiej furcie, zbierali się Hanzeaci.
Dla Niemców knajpa od wieków była najmilszem miejscem wypoczynku, a cóż dopiero dla takich, którzy rodzin nie mieli.
Gospod niemieckich liczył Kraków mnóstwo, nie mówiąc o owych Schandhausach, przezwanych później zamtuzami, które zawdzięczamy Hanzie.