W ich mniemaniu korona polska została wydarta przez Litwinów, skutkiem zdrady panów małopolskich.
Krzyżacy to prawdziwi rycerze chrześcijańscy i obrońcy prawowitych rządów.
Jagiełło to poganin i uzurpator.
Takie było wyznanie wiary politycznej ówczesnych mieszczan krakowskich.
Szesnaście lat rządów króla Loisa węgierskiego, prawdziwego przyjaciela teutonizmu, potrafiło zatrzeć w tych głowach pamięć Kazimierza Wielkiego.
Duszno było i ciężko w tej atmosferze dla polskiego ducha.
Nad Krakowem, niby chmura gęsta i ponura, wisiała groźba doszczętnej germanizacyi.
Cóż ją rozproszyć zdoła?
Posłuchajmy rozmowy obywateli z pod „Czarnego orła“.
— Nie, dopóki pan Konrad z Jungingen[1] żyje, do wojny z Litwą, nie przyjdzie i śledzie nie zdrożeją, ale za to kożuchy będą tanie. Mów, co chcesz, panie Winrich, ta Litwa to dobra ziemia.
— Dobra ziemia, bo to nasza, ziemia, niemiecka ziemia.
— Skądże znowu?
— A kto ich chrzcił? nie nasze pany? A jak my ją ochrzcili, to nasza ziemia i koniec. Mało to niemieckiej krwi się wylało dla tych juchów?
— Prawda; i jeszcze, lać się będzie, bo ten Witold...
— Witold jest mądry, Witold lubi niemieckich panów i on im Litwę odda, zobaczycie. Albo on już raz im
- ↑ Wielki mistrz krzyżacki.