lim się spodziewał. Tyś Niemcem i Hanzeatą, a tego żadna siła ludzka nie jest cię w stanie pozbawić. Podziękuj Bogu, żeś takim, i głupstw nie pleć!
Uścisnął Agatę i wyszedł.
Rudolf rzucił się na ziemię, złorzecząc.
Istniała wówczas w Krakowie można i liczna rodzina Wierzynków. Byli to synowie i wnuki Mikołaja, podskarbiego Kazimierza Wielkiego.
Starszy, Wawrzyniec, trzymał po ojcu żupy wielickie i był rodzajem bankiera. Do niego to, jak i do ojca, udawał się często dwór w sprawach pieniężnych. — Miał dwóch synów i jedną córkę, Elżbietę.
Młodszy, Mikołaj, był kupcem. Prowadził interesy z Wenecyą i Włochami i wysyłał do nich w zamian nasze surowe produkty. Był przytem rajcą miejskim. Miał tylko jednego syna i ten wyręczał ojca w interesach.
Była to rodzina na wskroś polska. Jeżeli do ówczesnej miary umysłowi można zastosować wyraz niedawno ukuty „patryota“, to Wierzynkowie byli takimi patryotami.
Leżało to w ich tradycyi.
Protoplasta rodu przybył do nas jeszcze za rządów czeskiego Wacława, jako sukiennik, i on to pierwszy rozpowszechnił w Krakowie to rzemiosło.
Jeżeli ich panowie i szlachta byli kondotyerami, najmowanymi przez Niemców do szarpania nas, jeżeli w aniże-