Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/73

Ta strona została przepisana.

lim ich królów nigdy nie zaświtała polityczna myśl związku z pobratymczym narodem, to za to lud instynktownie żywił dla nas sympatye.
Nasze miasta były zaludniane Czechami nie rzadko. Przez nich płynęła do nas wyższa kultura i oświata. Na ich języku nasz się kształcił, a mówić pięknie po czesku oznaczało wówczas ogładzony umysł, tak, jak dziś po francusku.
Przybysze ci byli wrogo usposobieni dla Teutonów. Poznali oni wcześniej ich rasowe znamiona i przestrzegali przed nimi swoich pobratymców.
Wierzynkowie byli panami wielkich majątków i stali na czele handlu polskiego.
Z chwilą zawitania do mas Hanzy rozpoczyna się walka.
Walka o byt.
Nie wolno było obok Hanzy prowadzić takiego handlu, jak Wierzynkowie.
Nie wolno było używać miru i sympatyi, nie wolno być wyrocznią w sprawach handlowych.
Trzeba ich zniszczyć.
Z początku szło trudno. Wierzynkowie od wieku wyrobili sobie zaufanie i liczną klientelę. Wszystkie surowe produkty kraju szły przez ich ręce, a Hanzie głównie chodziło o to, aby je pochwycić.
Na handlu korzennym i zbytkownym spodziewała się prędko odnieść zwycięstwo, dając go taniej i w większym wyborze, ale tu — niepodobna.
Ofiarowano wyższe ceny, lecz i to żadnego nie zrobiło wrażenia.
— Po staremu niech będzie, jak bywało — mawiał nasz lud, a potem... Niemca zawsze się bano.