Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/77

Ta strona została przepisana.

Zdruzgotany tak straszliwie, poczuł całą wagą pocisku i siły swego wroga.
Dla niego nie było wyjścia.
Bo choćby nawet odbył pielgrzymkę do grobu świętego, uzyskał przebaczenie i wrócił szczęśliwie, to czy złość niemiecka nie wynajdzie dlań nowego pocisku?
Postanowił oddać synowi wszystko i skryć się przed obliczem ludzkiem.
Wyszedł z domu złamanym starcem z długą brodą, choć miał lat pięćdziesiąt parę — i pod osłoną nocy zapragnął odwiedzić swoich przyjaciół i sprzymierzeńców.
Pierwszym był Ziemba z Kleparza, ojciec pani Agaty.
Wierzynek wybrał go, jako nieprzejednanego wroga Niemców.
Był to starzec krzepki i przysadzisty, potężnych barków, z obliczem typowem polskiego kmiecia, o rysach z gruba wyciosanych, ale pełnych powagi. Włosy przystrzyżone nad czołem i długi wąs, brwi krzaczyste, z pod których błyskał wzrok niebieskich oczu.
Takim wyobrazilibyśmy sobie kołodzieja z Kruszwicy.
Ziemba prowadził proceder miodowy i woskowy z dziada pradziada.
Miał sam liczne barcie i skupywał z najdalszych stron.
Dorodna jego córka, Agata, pokochała Niemca Reinholda Bonara, Hanzeatę, który od Ziemby brał towar. Uciekła z rodzicielskiego domu i wzięła z sobą przekleństwo ojca.
Tu zapukał Wierzynek:
— Bóg z tobą.
— I z tobą, bracie!