Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/8

Ta strona została przepisana.

Ober-furman, dla innych gromki i surowy, przed nim zniża głos i głowę chyli.
Patrzono z uwielbieniem wielkiem na człowieka, który może badać nieprzystępna rzeczy dla wielu.
Na kolanach dźwiga szkatułę misternie okutą i zamkniętą na kilka zamków, od których klucze wiszą mu na srebrnym łańcuchu i bujają się na piersiach w miarę jak wóz się toczy.
W szkatule spoczywa buchhalterya Hanzy i jej korespondencya.
Dźwiga on ten ciężar z godnością, o ile mu znużenie pozwala, bo w końcu, jak zwykły śmiertelnik, zaczyna drzemać i kiwać się wraz z kluczami, co mu wiszą na szyi.
Obok ober-furmana, tłustego i zażywnego Niemca, z grubym karkiem, siedzi młodzian lat ośmnastu, z dziwnie sympatycznem obliczeni.
Z niebieskich oczu patrzy mu dobroć i jakaś zaduma głęboka.
Twarz ta różni się wielce od wszystkich współplemienników; najprzód wyrazem dobroduszności i szczerości, a potem i w rysach jej więcej ściągłych, z pięknie wykrojonym profilem, jest coś, co niepodobne do żadnego niemieckiego pucołowatego i pochmurnego oblicza.
Pochyła głowę to w tę, to. w ową stronę, jakby słuchał szczebiotu ptasząt, jakgdyby łowił uchem szmery mowy ludzkiej, przesuwających się kiedy niekiedy kmieci.
Wtenczas trąca go przyjaźnie łokciem stary towarzysz i pyta o przyczynę tej zadumy i wołać każe Tilla Eulenspiegla, aby go rozbawił.
O Till tylko co spłatał Niemcom sztukę, za którą