Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/9

Ta strona została przepisana.

wywołał z jednej strony przekleństwo i złorzeczenia, z drugiej śmiech i kilka kułaków oberwał — bo u tych ludzi kułak ma nieraz wartość uścisku lub pieszczoty.
Potrafił on wmówić w jednego z Niemców, że jest ślepy na jedno oko i że wszystkie przedmioty, które widzi z prawej, są właściwie z lewej strony. A miał siłę argumentacji, bo Niemiec, zamiast konia z prawej, okładał batem sąsiada z lewej strony.
Ten Till Eulenspiegel, zwany po polsku Sowizdrzałem, jest duszą, całej karawany.
Jest wszędzie i nigdzie.
Przeskakuje, jak wiewiórka, z wozu na wóz po karkach i grzbietach końskich ze zręcznością ekwilibrysty.
Wczoraj jeszcze zabawiał chłopów i mieszczan na kiermaszu w Ostrowie, a przedtem płatał figle na zamku w Prauensztacie, dziś przyczepił się do Hanzy, aby się tanio i wygodnie dostać na jarmark do Krakowa.
Hanza woziła na swoich wozach i podróżnych, czyli jakby się wyrazić po dzisiejszemu: miała swoich pasażerów.
Podróżnik, szanujący siebie i swoje mienie, oddawał się jej w opiekę, a ona ręczyła za jego przejazd, kazawszy sobie dobrze zapłacić.
Dziś dostał się jej pasażer gratisowy, bo błazny i komedyanci, to jest ludzie śmiechu i zabawy, tak przed wiekami, jak i w obecnej naszej dobie, honorowani byli na równi z ptactwem wędrownem: mógł siąść, gdzie mu się podobało, byle świergotał za to wesoło.
Rzucono mu przytem okruch ze stołu.
Błazen ten jest z kolei trzecim „Tillem Eulenspieglem“, bo prawdziwy, pierwszy, umarł już przed pół wiekiem, a że dowcipem swoim i figlami zyskał nieśmiertelną sławę, Każdy więc z błaznów brał sobie je-