Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.
MÓZGOWICZ
Trzeba mi byka, rydwanu, bezbrzeżnych pól i twoich niebieskich oczu, Iziu. Powiedz Mamie, że jest jak Pazifaë. — Zzielenieje z zazdrości. A tak okropnie jest skomplikowana, że chyba pęknę w tym całym wirze, który wytwarzacie.
IZIA
Niech pan się uspokoi. Ja wiem wiele — o wiele więcej niż mama i pan nawet.
(Wychodzi).
(Mózgowicz wstaje i nakręca zegarek).
MÓZGOWICZ
Przeklęta kultura. Niema we mnie ani krzty artysty, ani tyle! (Pokazuje to na palcu). A jednak wmawiają mi to wszyscy: ach, co za talent! ach, co za geniusz! Gdyby choć ona jedna mogła tego nie myśleć. Wszystkie moje dzieci są tak podobne do mnie, że to mnie wprost przeraża, że nie znalazła się kobieta, któraby miała siłę zdradzić mnie.
(Wchodzi ojciec Mózgowicza w sukmanie i w długich butach).
JÓZEF MÓZGOWICZ
(Stary, ale rzeźwy jeszcze chłop. Barczysty jak syn. Mówi z chłopskiem biadkaniem).
Jesteś niezwyciężony, syneczku.