Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.
(Józef wychodzi).
(Rozhulantyna smutnieje gwałtownie i zbliża się do Mózgowicza).
Co ci jest? Tumor! Ty mnie nie kochasz?
MÓZGOWICZ
(podnosi lalkę i ogląda ją)
Wiesz przecież wszystko. Jestem cham, ostatnie bydlę. Pamiętam i nie mogę zapomnieć. Rozwaliłem ci cały kredens i musiałaś się wstydzić za mnie przed nimi. Ale nie upić się nie mogłem.
ROZHULANTYNA
Nie myśl o tem. Już wszystko naprawione. Chciałabym módz co miesiąc rodzić, żeby takich, jak ty, było więcej. Jakąś wyspę na Oceanie Spokojnym chciałabym mieć i żebyś ty tam był i tylko nasze dzieci. Wszystko takie chłopy morowe jak ty, wszystko matematyki jeden w drugiego. W środku byłaby Akademja i ty jeden, pan wszystkich słońc, król liczb, książę Nieskończoności, Szach świata absolutnych idei, rozparty w całym wszechświecie, jak w fotelu, siedziałbyś potężny jak…
MÓZGOWICZ
Przestań — dławię się moją potęgą, jak pigułką zbyt wielką dla paszczy wieloryba.
ROZHULANTYNA
Nie kochasz mnie? Chcesz, żeby Izydor przyszedł na świat z krzywemi nogami i z oczami na skroniach?