Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZHULANTYNA
(do dzieci)
Cicho! Uspokójcie się. Jeszcze czas jest wszystko odwrócić. (Groźnie do Alfreda, hypnotyzując go). Tego wcale nie było! Rozumiesz? (środkowemi drzwiami wchodzi Józef z jakimś nieznanym panem w binoklach) Zapóźno!
IZIA
Dzień dobry, Józefie. Kogóż to przywlekliście ze sobą?
JÓZEF
Ano, szukał Jaśnie Pani. Mówi, powiada, że jest gość pierwszej klasy.
NIEZNAJOMY
Jestem zaiste gościem i zdaje się, że w porę przybywam.
(Alfred podchodzi do Nieznajomego)
ALFRED
(do Nieznajomego)
Nie waż się pan wtrącać do spraw naszych prywatnych.
ROZHULANTYNA
(niespokojnie)
Dzieci, cicho! To jest tylko moja sprawa prywatna. Tak się boję o Izydora. Wyjdźcie wszyscy. Muszę zostać z nim sama.