Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.
MÓZGOWICZ
(ponuro)
Z kim? z Izydorem? (do Izi) Mówiłem, że za dużo jest sensu w tem wszystkiem. (Wychodzi na lewo).
(Maurycy i Alfred chcą go zatrzymać. On im się wyrywa i ucieka).
NIEZNAJOMY
Jeszcze chwila, a będzie zapóźno. Wynalazłem ratunek ostateczny.
MAURYCY
Nie wierzę panu. My już wszystko to przeszliśmy. My się kręcimy w miejscu, aż do zupełnego zawrotu głowy. My już nie możemy więcej.
ALFRED
Tak! To są wszystko maski dla nich, dla członków Akademji, ale z nami jest bardzo źle.
IZIA
(pada na kolana przed matką)
Oddal tego pana. Mamusiu, oddal go!
ROZHULANTYNA
(stanowczo i łagodnie)
Nie, Iziu. Teraz się musimy zdecydować. Przemawia przez ciebie zepsuta krew Krzeczborskich.