Ta strona została uwierzytelniona.
ALFRED
(do Maurycego)
Nie mów nic do papusia.
Nie mów nic do papusia.
BALANTYNA
(do Greena)
(do Greena)
Sprowadź więcej ludzi, profesorze. Trzeba go zawieść zaraz do więzienia.
(Green wychodzi)
A wy, dzieci, idźcie się przejść. Dzień jest cudowny. Taka wiosna w powietrzu. Puszki zielenią się na drzewkach. Widziałam nawet dwa motyle, cytrynki, które zbudzone ciepłem opuściły swe larwy i robiły łamane kółka w przesyconem zapachami powietrzu. Nie wiedzą nieszczęśliwe, że kwiatów jeszcze niema i że czeka je śmierć głodowa.
(Twarze chłopców się rozjaśniają. Rozhulantyna całuje ich w głowy).
ROZHULANTYNA
Tak idźcie przejść się. Masz rację Balantynko. Ty i ja jesteśmy, jak te cytrynki o których mówiłaś.
MÓZGOWICZ
(ironicznie)
(ironicznie)
A ja jestem ten kwiat, co się nie rozwinął jeszcze. Ale rozwinę się jeszcze. Nie bójcie się.
(Chłopcy wychodzą)