Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.
JÓZEF
A to ja, proszę łaski jaśnie pani, ich odprowadzę.
ROZHULANTYNA
Tak, dobrze. Idźcie Józefie, a potem przyjdźcie do nas na obiad. Będzie wasza ulubiona kasza.
(Józef wychodzi, nizko się kłaniając).
(Wchodzi Green z czterema tragarzami w błękitnych bluzach, którzy biorą Mózgowicza i wychodzą. Green wychodzi za nimi).
(Rozhulantyna rzuca się do Balantyny Fermor z nagłym niepokojem)
ROZHULANTYNA
(błagalnie)
Powiedz mi co to znaczy? Zaklinam cię, nie męcz mnie już dłużej. Na wszystko cię proszę, powiedz mi.
BALANTYNA
(uspakajająco)
Poprostu znarowiliście się do pewnych pojęć. Izia ma z was najwięcej prawdziwej intuicji przyszłości.
ROZHULANTYNA
(z rozpaczą)
Biedna, biedna Izia! (wpatruje się z bólem przed siebie).
Kurtyna.
KONIEC AKTU I.