Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.
MÓZGOWICZ
Teraz naprawdę djabli mnie biorą. Czuję nienasycenie tak potworne, że mózg mi się w kaszę gorącą zamienia. Taką kaszę, jaką jadłem kiedyś, w mojej chałupie. To jest właśnie straszne: ta przepaść, która dzieli mnie, cywilizowanego chłopa, od tych dzikich. Małość tej całej komedji. Jestem zwykłym awanturnikiem, a w gruncie rzeczy mdłym demokratą — nic więcej. Wszystkie problemy Tumora, Tumor’s Problems, wszystkie funkcje ponadskończone, są absolutnie niczem.
(Malaje przynoszą biały hełm tropikalny i kapelusz Izi i z objawami najgłębszej czci wkładają hełm na głowę Mózgowicza). Ale odegram moją rolę do końca. (do Malajów) Zawołać tu Anak Agonga. (Malaje biegną na lewo) Teraz przezwyciężę mdłą demokrację definitywnie. Będę najprzód władcą okrutnym i groźnym, a potem zaprowadzę socjalizm zupełny. Niech się zgotują te bydlęta w ich własnym sosie.
(Na lewo wśród krzaków zbierają się tłumy Malajów. Widać tylko pierwsze szeregi. W oddali słychać grzmot i słońce przybiera rudy kolor).
(Izia pogrążona w marzeniu. Pauza)
(Dwóch białych w hełmach i kakowych ubraniach wprowadza z lewej strony starego Radżdżę Patakula. Za nimi idzie dwóch Malajów w czerwonych sarongach i czerwonych turbanach. Radżdża z siwą brodą, ma tylko przepaskę na biodrach).