Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.
(obejmuje księcia Tengah) Ale kocham tylko jego, prawdziwego potomka ognistej góry.
KSIĄŻĘ TENGAH
(w dzikim zachwycie)
Jeśli przez śmierć ojca, posiadłem miłość bóstwa, bądź błogosławiony biały Radżdżo!
(całuje ją w usta)
(Mózgowicz zrzuca hełm tropikalny i wyciera spocone włosy).
MÓZGOWICZ
(z coraz większą rozpaczą)
Co robić, co teraz robić? Nie mam miejsca na świecie. Jestem i niema mnie. Nieskończoność wyżarła mi wnętrzności. Gdybym mógł choć jeden wierszyk napisać. O! Co za nieludzka męczarnia!
(do Izi)
Czy myślisz, że ten dzikus kocha cię? On widzi w tobie tylko poetkę. Zawróciłaś mu głowę głupiemi wierszykami.
IZIA
(deklamuje)

W czarnym, bezdusznym żarze,
Spocone cielsko dusi mnie i gnębi.
Tak bóstwo nieznane mnie karze

Za czyny świetlistych gołębi.