Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.
MÓZGOWICZ
(z wściekłością)
Psia krew! Tego nie wiedziałem. Dogs blood! Czemu ja nie jestem niczem podobnem. Z tego punktu wszystko można zlekceważyć.
GREEN
Jesteś Mózgowicz. Tout simplement Mózgowicz. Oddałbym ci mistrzu dziesięć tytułów za to piekielne nazwisko, którego nawet wymówić nie potrafię.
BALANTYNA
Prawda? Jest w tem nazwisku coś jakby zapach prasłowiańskich lasów, ulów pszczół dzikich, rozgrzanych słońcem na kwiecistych polanach, rzek i jezior pełnych złotych ryb i wodnych duchów. Och, jakie to piękne. Nieście go na okręt. Izydor go czeka. Izydor macha tłustemi rączkami i woła niemym językiem ojca, którego już uwielbia.
(spostrzega trupy Anak Agongów)
Wielkie nieba! Mózgowicz narznął tu Malajów, jak kapusty.
IZIA
(w objęciach Green’a)
Zupełnie przypadkiem stał się tu wypadek. Ten młody czarny zginął przez miłość dla mnie. Ten stary chciał zabić profesora. Zastrzeliłam go, jak psa. Cóż robić. Każdy się ratuje, jak może.