Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.
ktualnego obłędu. Stworzymy ślicznego, szarego ptaszka, który uleci w Nicość. Bez żadnych tęcz i kolorów. Rozumiesz? Ja wiem na to sposób.
MÓZGOWICZ
(zimno)
Sztuczne uproszczenie.
IZIA
Nieprawda! Niewolno panu mówić, o sztuce. Ja wierzę w geniusz Morysia.
MÓZGOWICZ
(wyjmuje notatnik i coś zapisuje)
Mogę nie mówić o niczem. Ach! Jak sobie przypomnę, że mogłem pisać wiersze, zimno mi się robi ze wstydu. Jutro jeszcze ożenię się z Balantyną Fermor i wyjeżdżamy do Australji.
(Green, który bazyliszkowym wzrokiem obserwował Izię i Morysia, nagle podchodzi do Rozhulantyny)
GREEN
Pani! Mam dziwne przeczucie, że okręt, którym jadą moi bracia na wojnę, zatonie dziś w nocy. Chcesz pani zaraz zostać markizą of Fifth-Maske-Tower — dobrze. Nie — możemy poczekać.
ROZHULANTYNA
Ależ, panie Alfredzie. Tak zaraz niemożna.