Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.
on utożsami wszystkie absolutne wartości, w malutkiem, zamkniętem w sobie, kółku.
ALFRED
Ojcze, przebaczam ci wszystko. Bądź szczęśliwy. Znajdę sobie jakąś przyzwoitą panienkę i zacznę nowe życie.
(Mózgowicz nagle łapie się za serce)
MÓZGOWICZ
(niespokojnie)
Tak mi dziwnie pusto w piersiach (krzyczy) Patakulo! Nie patrz tak na mnie! (pada, jakby rażony gromem)
(Balantyna wydaje dziki okrzyk trwogi. Wszyscy rzucają się do Mózgowicza).
(Green bada mu puls. Wstaje. Wszyscy czekają w straszliwem napięciu).
GREEN
Nie żyje. Ostatni dowód nie będzie więc znany nikomu.
BALANTYNA
(rzuca się na trupa Mózgowicza z dzikim śmiechem. Inni stoją, jak wkopani w ziemię)
I oto spełnił się mój dziewiczy sen. Idźcie na spacer, dzieci. Taka wiosna jest, jak wtedy. Zielenią się puszki na młodych gałązkach i ciepło przenika spłowiały błękit pajęcze chmurki na niebie. Idźcie i mnie zostawcie z nim samą. (Śmieje się łagodnie i cicho).