Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.
(Green podaje rękę Rozhulantynie, Moryś Izi, Alfred obejmuje zmartwiałą z bólu Irenę i tak, po kolei, wychodzą w milczeniu przez drzwi środkowe)
(Balantyna nagle wstaje i rozpręża się rozkosznie).
BALANTYNA
Nikt niewie tego, że ja też zajmowałam się matematyką tylko i znam wszystkie problemy Tumora.
(Drzwi na lewo otwierają się i wchodzi Persville. Podchodzi do Balantyny)
Arthur! Arthur! Moje szczęście, moje życie, moje wszystko!
(Balantyna obejmuje go w dzikim szale).
PERSVILLE
(zimno)
Teraz jesteś moją. Jedziemy do Australji. W tej chwili telefonowałem. Jestem mianowany gościnnym profesorem w Port-Peery. Teraz zastosujemy jego teorję do mojej geometrji i stworzymy prawdziwą transcendentalną dynamikę. Nie tę, którą się zajmują w Akademji, i z której dwa razy obcinał się już Alfred.
Prawdziwą, kochanko, prawdziwą.
(Balantyna śmieje się rozkosznie, nieprzytomna zupełnie).
Kurtyna.
KONIEC AKTU III. I OSTATNIEGO.