nieczne abyśmy byli wolni; albowiem, ostatecznie, wolność, określona przeznaczeniem“... Pangloss nie skończył mówić, kiedy konfident dał znak podczaszemu, który mu nalewał szklankę wina Porto czy też Oporto.
Po trzęsieniu ziemi, które zniszczyło trzy czwarte Lizbony, mędrcy owej krainy nie znaleźli skuteczniejszego środka przeciw całkowitej ruinie, jak dać ludowi piękne autodafé. Uniwersytet w Coïmbre orzekł, iż widowisko kilku osób spalonych uroczyście na wolnym ogniu jest niezawodnym sekretem przeciwko trzęsieniu ziemi.
W myśl tego zapatrywania, pochwycono jakiegoś Biskajczyka, któremu dowiedziono iż zaślubił swą kumę, oraz dwóch Portugalczyków, którzy, jedząc kuraka, oddzielili tłustość: również związano, po obiedzie, doktora Panglossa i jego ucznia Kandyda, jednego za to że mówił, drugiego że przysłuchiwał się z potakującą miną. Zaprowadzono obu, każdego oddzielnie, do nader cienistych mieszkań, w których nigdy niema przyczyny uskarżać się na zbytek słońca. W tydzień później ustrojono obu w san-benito[2] i ozdobiono im głowy mitrami z papieru: mitra i san-benito Kandyda pomalowane były w płomienie odwrócone, djabły zaś były bez ogonów i pazurów; natomiast djabły Panglossa posiadały pazury i ogony, a płomienie strzelały ku górze. Tak odziani, szli w procesji i wysłuchali wzruszającego kazania, któremu towarzyszyły uczone śpiewy. Kandyda oćwiczono rytmicznie w takt melodyj. Biskajczyka i dwóch nieboraków, ktorzy nie chcieli jeść szmalcu, spalono, Panglossa zaś powieszono, mimo że to nie było w zwyczaju. Tegoż samego dnia, ziemia zatrzęsła się na nowo z przerażającym łoskotem.[3]
Kandyd, przerażony, oszołomiony, odurzony, cały zakrwawiony i drżący, powiadał sam do siebie: „Jeżeli to jest najlepszy