Strona:PL Wolter-Kandyd.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

jest zjeść wroga samemu, niż oddawać krukom i wronom owoc zwycięstwa. Ale, panowie, nie chcielibyście wszak zjadać swoich sprzymierzeńców? Sądzicie, iż nawdziejecie na rożeń jezuitę, a tymczasem upieklibyście jeno swego obrońcę, wroga waszych wrogów. Co do mnie, urodzony jestem w waszym kraju; ten jegomość jest moim panem: nietylko nie jest jezuitą, ale dopiero co zgładził jezuitę i te szaty są jego łupem; oto przyczyna omyłki. Aby się przekonać o prawdzie, weźcie jego suknię, zanieście ją na granicę królestwa los padres; dowiecie się, czy mój pan nie zabił oficera-jezuity. Zabierze to nieco czasu; ale zawsze starczy go na tyle, aby nas zjeść bez apelacji, jeśli się przekonacie że skłamałem. Natomiast, jeśli powiedziałem prawdę, zbyt dobrze znacie prawo narodów, obyczaje i kodeksy, aby nas nie ułaskawić“.
Mowa ta trafiła Uszakom do przekonania; wyprawili dwóch znaczniejszych ze szczepu, iżby się dowiedzieli o prawdzie. Posłowie wywiązali się z zadania z całą przemyślnością i wrócili niebawem przynosząc dobre wieści. Uszaki rozwiązali jeńców, podjęli ich najserdeczniej, ofiarowali im własne córki, uczęstowali smakołykami i odprowadzili aż do granic swej dziedziny, krzycząc radośnie: „Nie jezuita! nie jezuita!“
Kandyd nie mógł się uspokoić z podziwu nad sposobem w jaki odzyskali wolność. „Cóż za naród! mówił, co za ludzie! co za obyczaje! gdybym nie miał szczęścia przekłuć brzucha bratu Kunegundy, zjedzonoby mnie do tej chwili bez pardonu. Ale, koniec końców, pierwotna natura jest dobra, skoro ci ludzie nietylko mnie nie zjedli, ale podjęli serdecznie, upewniwszy się że nie jestem jezuitą“.

XVII. Jako Kandyd i jego sługa przybyli do kraju Eldorado[1] i co tam ujrzeli.

Skoro znaleźli się na granicy Uszaków, Kakambo rzekł: „Widzisz pan, że ta półkula nie więcej warta od tamtej; wierzaj mi,

  1. El dorado = kraj złota, legendarna kraina, w której istnienie wierzono w XVI w., mieszcząc ją w okolicy dzisiejszej Wenezueli.