ści gdzie mówiono tylko tym językiem. „Posłużę panu za tłumacza, rzekł do Kandyda; wejdźmy, to widocznie gospoda“.
Natychmiast dwóch chłopców i dwie służące, odziani w złotogłów, z włosem zaplecionym krasnemi wstażkami, zaprosili ich, aby zajęli miejsce u wspólnego stołu. Podano kilka rodzajów zup, z których każda okraszona była dwiema papugami; dalej gotowanego kondora ważącego z jakie dwieście funtów, dwie małpy pieczone nader delikatnego smaku, trzysta kolibrów na jednym półmisku i sześćset zimorodków na drugim; doskonałe frykasy, przednie ciasta, wszystko na misach rzeźbionych w skalnym krysztale. Chłopcy i dziewczęta obnosili różne napoje, sporządzone z trzciny cukrowej.
Goście byli to po największej części kupcy i woźnice, wszyscy wyszukanie grzeczni; zadali Kakambowi parę oględnych i dyskretnych pytań i równie uprzejmie odpowiedzieli sami na jego pytania.
Skoro ukończono biesiadę, Kakambo, zarówno jak Kandyd, mniemając iż najlepiej zapłacą za gościnę, rzucili na stół duże kawały złota zebrane przed chwilą; ale gospodarz i gospodyni wybuchnęli śmiechem i długo trzymali się za boki. W końcu, opamiętali się. „Panowie, rzekł gospodarz, widzimy że jesteście cudzoziemcami; nie często zdarza się nam gościć obcych. Darujcie, iż zaczęliśmy się śmiać, skoroście nam ofiarowali jako zapłatę kamyki z gościńca. Nie posiadacie zapewne tutejszej monety, ale nie trzeba jej zgoła aby mieć prawo tutaj się pokrzepić. Wszystkie gospody, założone dla dogodności miejscowego handlu, utrzymywane są przez rząd. Tutaj podjedliście bardzo skromnie, bo to jest uboga wioska, ale wszędzie indziej spotkacie się z przyjęciem jakiego jesteście godni“. Kakambo tłumaczył Kandydowi słowa gospodarza, Kandyd zaś słuchał ich z takim samym podziwem i osłupieniem, z jakiem przyjaciel mu je powtarzał. „Cóż za kraj, powiadali obaj, nieznany reszcie ziemi, gdzie cała natura zda się tak bardzo odmienna od naszej? To snać ów kraj, gdzie wszystko jest do-
Strona:PL Wolter-Kandyd.djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.