wotnie morzem, jak zapewnia wielka książka[1] będąca własnością kapitana okrętu? — Nie wierzę w to, odparł Marcin, równie jak w inne brednie, jakiemi nas karmią od pewnego czasu. — Ale, ostatecznie, w jakim celu stworzono ten świat? rzekł Kandyd. — Abyśmy się wściekali, odparł Marcin. — Czy nie dziwi cię, ciągnął Kandyd, miłość jaką dwie dziewczyny z krainy Uszaków pałały do małp, jak ci to opowiadałem? — Zgoła nie, odparł Marcin; nie widzę coby w tem miało być osobliwego; widziałem tyle rzeczy nadzwyczajnych, że nic już nie jest dla mnie nadzwyczajne. — Czy wierzysz, rzekł Kandyd, że ludzie zawsze mordowali się wzajem, jak dziś czynią? że zawsze byli kłamliwi, chytrzy, przewrotni, niewdzięczni, drapieżni, słabi, zmienni, tchórzliwi, zazdrośni, chciwi, łakomi, opoje, skąpi, ambitni, krwiożerczy, obmowni, rozpustni, fanatycy, obłudni i głupi? — Czy wierzysz, rzekł Marcin, że kobuzy zawsze zjadały gołębie, kiedy je napotykały? — Bezwątpienia, rzekł Kandyd. — No więc, odparł Marcin, jeżeli kobuzy zawsze mają ten sam charakter, czemu miałby się on zmieniać u ludzi? — Och, rzekł Kandyd, jest gruba różnica: bądź co bądź, wolna wola...“ Tak rozprawiając, dobili do Bordeaux.
Kandyd zatrzymał się w Bordeaux tylko tyle, ile trzeba było aby sprzedać parę kamyków z Dorado i zaopatrzyć się w wygodny pojazd na dwie osoby; nie umiał się już obejść bez filozofa Marcina. Zmartwiony był tylko, że musi rozstać się z baranem, którego zostawił Akademji nauk w Bordeaux. Ta ogłosiła jako przedmiot dorocznego konkursu zagadnienie, czemu ów baran ma czerwoną wełnę; nagrodę przyznano pewnemu uczonemu z północy, który udowodnił, przez A plus B, minus C, podzielone przez D, że baran musiał być czerwony i umrzeć na księgosusz.
Wszelako, wszyscy podróżni, których Kandyd spotkał w gospodach po drodze, powiadali: „Jedziemy do Paryża“. Ta po-
- ↑ Biblja.