„Drogi mój panie i kochanku, od tygodnia leżę chora w tem mieście; dowiaduję się że i ty tu bawisz. Pomknęłabym w twoje ramiona, gdybym się mogła ruszać. Dowiedziałam się w Bordeaux o twoim przejeździe, zostawiłam tam wiernego Kakambę i starą, którzy niebawem podążą tu za mną. Gubernator Buenos-Aires zabrał mi wszystko; ale zostaje mi twoje serce. Przybywaj; obecność twoja wróci mi życie, lub zabije mnie rozkoszą“.
Ten uroczy list, spadający tak niespodzianie, napełnił Kandyda nieopisaną radością; równocześnie, choroba drogiej Kunegundy zasmuciła go głęboko. Szarpany temi sprzecznemi uczuciami, bierze wszystko złoto i djamenty i każe się prowadzić, wraz z Marcinem, do wskazanej gospody. Wchodzi, drżąc ze wzruszenia; serce mu bije, głos trzęsie się od łkania; chce rozsunąć zasłony; chce wołać o światło. „Nie waż się pan, mówi garderobiana; światło ją zabija“. To mówiąc, żywo zaciąga firanki. „Droga Kunegundo, rzekł Kandyd płacząc, jak się miewasz? jeśli mnie nie możesz widzieć, przemów bodaj. — Nie może mówić“, odparła pokojówka. Wówczas, dama wysuwa z łóżka toczoną rączkę, którą Kandyd długo skrapia łzami i którą napełnia garścią djamentów, zostawiając równocześnie woreczek złota na fotelu.
Wpośród tych uniesień, zjawia się sierżant policji, w towarzystwie znanego nam labusia oraz oddziału straży. „To są, rzecze, owi podejrzani cudzoziemcy“. Każe natychmiast ująć obu i rozkazuje swym zuchom aby ich powlekli do więzienia. „Nie tak obchodzą się z podróżnymi w Eldorado, rzekł Kandyd. — Jestem bardziej manichejczykiem niż kiedykolwiek, rzekł Marcin. — Ależ panie, dokąd pan nas prowadzi? spytał Kandyd. — Do dziury“, odparł sierżant.
Marcin, odzyskawszy zimną krew, osądził, iż dama odgrywająca rolę Kunegundy była hultajką; labuś hultajem, który, w najkrótszej drodze, skorzystał z naiwności Kandyda; sierżant zaś trzecim hultajem, którego z łatwością można się będzie pozbyć.
Woląc nie udawać się pod opiekę trybunałów, Kandyd, oświe-
Strona:PL Wolter-Kandyd.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.