Poco najęte płaczków korowody?
Samemu wstąpić pozwólcie do dołu!
Nie chciałbym chmurzyć niczyjej pogody
I brać wesela kochanemu czołu.
Przecież, miłości! jeśli w twojej sile
Poskromić jęki, marnym żalom sprostać,
Ty sama osłodź rozstania się chwilę —
Mnie, co odchodzę, i tej, co ma zostać!
Marylo moja! kiedy przeszłe bóle
Z ostatnim puszczę w niepamięć oddechem,
Niech boski pokój widzę na twem czole,
A w bólach na cię patrzyłbym z uśmiechem.
Lecz oko martwe zrazi wzrok niebieski,
Przed bladem licem zbledną twe powaby;
Uronisz łezkę, człowiek dla tej łezki,
Jak żyjąc słabiał, tak i umrze słaby.
A więc bez żalu i pobożnej prośby,
Samotny będę w ostatniej godzinie;
Dla nieszczęśliwych śmierć mało ma groźby,
Ból jeszcze mniejszy i prędko przeminie.
Lecz umrzeć, odejść, kędy tylu gości
Rusza przede mną, kędy reszta ruszy...
Przepadać w nicość, jak pierwej z nicości
Wszedłem dla życia, żyłem dla katuszy!...
Gdyś wiek przeminął, wstrzymaj się u ścieku,
Ostatniem powróć na przeszłość obliczem;
Zlicz dni szczęśliwe, a wyznasz, człowieku,
Czemkolwiek byłeś, że lepiej być niczem.