Strona:PL Wszystko i nic (Żeromski).djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

siami o krawędź łóżka i przypatrywał się śpiącemu dziecku. Myśli jego stawały się radosne, piękne, pełne świętego uniesienia, jak ten uśpiony cud życia, — płynęły przez duszę, jak sen na jawie. Ominęły wszelkie kryjówki żalu, skrytości mściwych wyrzutów, odeszły — odeszły ode złego i stały się czyste. Ukochane oczy kobiece, słodycz głosu, rozkosz marzenia, — wszystko szczęście było nisko, daleko... Myśl się wzniosła nad niziną opuszczoną jak gdyby anioł wszystko widzący. Lecz nagle wicher nieubłagany uderzył w jej skrzydła, wyłamał je ku dołowi, zwichrzył i potargał. Patrząc na uśpionego chłopca, gość myślał:
— Przyszedłem, żeby ci zabrać ojca... Mój mały, mój mały!... Kiedyż ja ci go wrócę? Czy ci go wrócę?
Wpatrzył się uparcie, pilnie, przenikliwie, jakby chciał zobaczyć oczyma sny tej małej istoty, a może przyszłe życie człowieka, który z niej wyrośnie. Skupił w jedno wszystkie siły swej duszy i błogosławił temu dalekiemu życiu.
Dał się słyszeć szczęk klamki. Rafał Olbromski wracał zaśnieżony, ze skostniałemi rękami. Niósł skrzynkę, okutą blachą. Postawił ją na stole i podważył wieko. Zagrzawszy nad ogniem ręce, wyjmował stare druki i pisma. Wszystko, cokolwiek tyczyło się Wielkiego Wschodu Narodowego, Wolnomularstwa Narodowego, dawne okólniki kapituły i listy z poszczególnych lóż, wszelkie papiery, pochodzące od komisji naczelnej Towarzystwa Patryotycznego, odkładał pośpiesznie na bok. Machnicki zbliżył się i obadwaj przeglądali nawet listy prywatne. Jeżeli znaleźli cokolwiek niebezpiecznego, odkładali na stronę. Gdy cała