wrotu. Machnicki zawrócił. Gdy szli po własnych swych tropach, wyciśniętych w tem najcudniejszem pustkowiu, więzień doznał głuchej odrazy na myśl, że ma wracać do ludzi. Serce jego stało się znowu święte i przeczyste, jak te poranne, nieskalane śniegi, niewinne jak dziecko, co się koło niego snuło. A przecież sam począł w nie sączyć jad mądrości, wysiedzianej w więzieniach, wyciśniętej ze swych starych, okrutnych i wstrętnych cierpień. Potwornemi wydały mu się nauki, które w serce dziecka sączył, — nędznemi czyny, które w ten dom zdala widny przyniósł, — lecz nadewszystko wstrętnemi wydali mu się ludzie. Każdy z nich, kogo tylko miał spotkać na swej drodze, — był to brat, — i każdy mógł go wydać, jak tamten, «brat Likurg». Nie wierzył już nikomu. Ale wiedział o sobie, że podlega, tak samo jak inni, chorobie niewiadomej i wszystkim lękom, zmorom, strachom, trwogom, upadkom i podłości, która z choroby się lęgnie. Wiedział, że co w nim jest wielkiego, to jest ze zdrowia, — że wielkość ducha — to jest zdrowie. To też obejrzał się w przestrzeń, zaniesioną zdrowiem niezmiernych śniegów — i żegnał je oczyma, jakoby widok namacalny wielkości swej duszy.
Poszedł z chłopczykiem ku zabudowaniom dworskim. Minęli znowu staw, okrążyli gumno z drugiej strony i weszli na podwórze przejściem obok stodół — wprost do stajni. Kupa nawozu dymiła się tam w czystem powietrzu, jak przyduszone ognisko. Hub wprowadził gościa do stajni ze znajomością drogi i pewnością kroku. Przeszli odrazu do gródzy, w której przebywała Łyska. Zaledwie Hub zjawił się w stajni, z tej
Strona:PL Wszystko i nic (Żeromski).djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.