bo już wschodzi zorza. Odpowiedział: Nie puszczę cię, aż mi błogosławisz.
27. I rzekł: Co za imię twoje? odpowiedział: Jakób.
28. A on rzekł: Żadną miarą nie będzie nazwane imię twoje Jakób, ale Izrael; bo jeźliś przeciw Bogu był mocnym, daleko więcéj przeciw ludziom przemożesz.
29. Spytał go Jakób: Powiedz mi, jakiem cię imieniem zowią? Odpowiedział: Przecz się pytasz o imieniu mojem? I błogosławił mu na onemże miejscu. [1]
30. I nazwał Jakób imię onego miejsca Phanuel, mówiąc: Widziałem Boga twarzą w twarz, a zbawiona jest dusza moja.
31. I wnet mu weszło słońce, skoro przeszedł Phanuel: a on chramał na nogę.
32. Dla któréj przyczyny nie jadają żyły synowie Izrael, która uschnęła w biedrze Jakóbowéj, aż do dnia dzisiejszego: iż się dotknął żyły biodry jego i zmartwiała.
A podniósłszy Jakób oczy swe, ujrzał Ezawa jadącego, a z nim cztery sta mężów: i rozdzielił syny Lii, i Rachel, i obu służebnic.
2. I postawił obie służebnice i dzieci ich na przodku: a Lią i syny jéj na wtórem miejscu: Rachelę zaś i Józepha na ostatku.
3. A sam wprzód idąc pokłonił się aż do ziemie siedmkroć, aż nadjechał brat jego.
4. Bieżąc tedy Ezaw przeciw bratu swemu, obłapił go: i ściskając szyję jego, i całując płakał.
5. A podniósłszy oczy, ujrzał niewiasty i dzieci ich, i rzekł: A ci, co zacz są? a jeźli do ciebie należą? Odpowiedział: Drobiożdżek jest, który darował Bóg mnie, słudze twemu.
6. A przybliżywszy się służebnice i synowie ich, nakłonili się.
7. Przystąpiła téż Lia z dziećmi swemi: a gdy się takież pokłonili, ostateczni, Józeph i Rachel pokłon uczynili.
8. I rzekł Ezaw: Cóż to za hufy, którem potkał? Odpowiedział: Abych znalazł łaskę przed panem moim.
9. A on rzekł: Mam dosyć, bracie mój, miéj ty swoje.
10. I rzekł Jakób: Nie chciéj tak, proszę: ale jeźlim znalazł łaskę w oczach twoich, przyjmij mały dar z ręku moich; bom tak widział oblicze twoje, jakobym widział oblicze Boże. Bądż mi litościw,
11. A przyjmij błogosławieństwo, którem ci przyniósł, i które mi darował Bóg, dający wszystko. Ledwie za przymuszeniem braterskiem przyjmując,
12. Rzekł: Jedźmy pospołu, a będę towarzyszem drogi twojéj.
13. I rzekł Jakób: Wiesz, panie mój, że drobiożdżek młodziusienki, owce téż i krowy cielne mam z sobą: którym jeźli gwałt uczynię w chodzeniu, odejdą mi jednego dnia wszystkie stada.
14. Niech wprzód jedzie pan mój przed sługą swoim: a ja pójdę z lekka za nim w tropy jego, jako obaczę, że nadęży mój drobiożdżek, aż przyjdę do pana mego do Seir.
15. Odpowiedział Ezaw: Proszę cię, niechaj wżdy z ludu, który jest zemną, zostaną towarzysze drogi twojéj. A on rzekł: Nie potrzeba tego: tylko mi tego trzeba, abym nalazł łaskę przed obliczem twojem, panie mój.
16. Wrócił się tedy onego dnia Ezaw drogą, którą był przyjechał, do Seir.
17. A Jakób przyszedł do Sochot: gdzie zbudowawszy dom, a rozbiwszy namioty, nazwał imię miejsca onego Sochot, to jest Namioty.
18. I przyszedł do Salem, miasta Sychimczyków, które jest w ziemi Chananejskiéj, potem jako się zwrócił z Mezopotamii Syryjskiéj, i mieszkał przy miasteczku. [2]
19. I kupił sztukę pola, na któréj był rozbił namioty, od synów Hemora, ojca Sychemowego, za sto jagniąt.
20. I zbudowawszy tam ołtarz, wzywał na nim najmocniejszego Boga Izraelowego.