nia czas mknął bez litości. Miał jasną świadomość, że mu śpieszyć trzeba. Ale zdążył. Gdy „po chmur czarnym pergaminie zadrgało złote pismo, wstał i wzleciał życiem płomieni“. O świcie dnia czynu poszedł ku młodym głos jego donośny, niemal głos rozkazu: „W górę dłonie. — już czas!!“
∗
∗ ∗ |
Majestatycznym hymnem wita godzinę dopełnień:
Chwała Panu, idzie ku nam w chwale,
Utęsknione serce go przeczuwa,
Drży przyroda, niebo się zasuwa;
Anioł spuścił na dół zbrodni szalę,
Sprawiedliwy idzie ku nam w chwale.
Pierwszym odruchem na wieść o zaczętej walce rzuca się ku granicy. Na ręce brata Emeryka śle pożegnanie do Żukowa. Krótkie, zwięzłe a męstwem przeświecone słowa, przy których nie zadrżała mu ręka, — znał zdawna swój los... „Ruszamy..... Przygotuj na to rodziców! Czytając ten list, zrób krzyż, Emeryku, a do-