Strona:PL Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego. T. 1.djvu/203

Ta strona została przepisana.

Słyszy — potężne drzewa szmer nad nim rozwiodły,
Jakby owe dalekie puszcz litewskich jodły.
Zamknął oczy, śpi, marzy, a słodko znać marzy;
Już mu się uśmiech rozlał na sędziwej twarzy,
Śni o rodzinnej Litwie; w borach wzrokiem tonie,
Wiatr mu niesie woń kwiecia i żywiczne wonie,
I jasna jako zorze, jakimś smutkiem rzewna,
Przybliża się z uśmiechem doń polska królewna;
Podaje krzyż,... do sławy wiedzie jak orlica,...
I niknie w mgle. — Wtem stary król nasrożył lica.
Śni mu się, że wyjechał na grunwaldzkie wzgórze;
Patrzy, brat Witold z wojskiem giną w pyłu chmurze.
Wielki mistrz go pomija, ale z mistrza roty
Pędzi doń na rumaku jakiś rycerz złoty,
Rycerz Dyppold broń wznosi, do walki go wzywa...
„Ha stój, Dyppoldzie!...“ Nagle ze snu się porywa.