Do modlitwy wrogi staną.
My usiedli powiązani,
Chcemy usnąć, usnąć trudno,
Bo i jakoś sercu nudno
I wędrówką my znękani.
Jam jął pacierz szeptać z cicha,
Ba! i pacierz się nie klei,
Miast pokory, w sercu pycha;
Człek w jasyrze, bez nadziei,
Widzi troski i katuszę,
A więc pycha tłumi duszę,
Bo jest dumny, że wytrzyma,
Choć się na to serce zżyma.
Noc nadeszła, my nie spali;
Wrogi straże postawiali,
Reszta legła tuż za nami;
Wnet śpią wszyscy, a my sami
Siedzim, milczym; głucho, panie,
Ciszę tylko rwie chrapanie,
Lub zadzwoni rumak w pęta,
Lub się ruszy straż ocknięta,
I znów usną snem bez duszy,
Tylko liściem wiatr poruszy...
A wtem, panie, szmer się szerzy...
I ucichnie — jakby stało...
To znów kilka kroków bieży...
Staje, jakby coś szukało...
My słuchamy; wielki Boże!