Miasto i drogi, co na pola wiodły,
I brzeg Dunajca, i błękit gór siny,
I te od jodeł ciemne rozpadliny;
To wszystko teraz, niby płaczek rzesza,
Chwyta się serca i na pierś się wiesza,
Trzyma ją dziwnie i z nią razem szlocha:
Jak ona wszystko, jak ją wszystko kocha!
W dali — podobny do gradowej chmury —
Mignął się Bartek smutny i ponury.
W łzach, ale już się marzeniem promieni:
„Może mnie kiedyś Bóg w jaskółkę zmieni?
Nieraz mi stara cyganka mówiła,
Że się ptaszyną dusza urodziła,
I gdy zatęskni, skrzydełek dostaje,
I może lecieć, w jakie zechce, kraje,
I niema dla niej ni gór ani morza,
Jeno niebiosa! O, ja ptaszka boża;
Rzucę go... siędę sobie w ogródeczku,
Zaśpiewam dziadkom, gdy będą w ganeczku,
I wszystkim naszym od serca zanucę,
Ptaszyna! — i znów do Oskara wrócę...
Śni...: lecz jej serce w sen miesza pytanie:
„Kogo ze swoich ptaszyna zastanie?...“
I smutna głowę do stołu pochyla:
Gdyby spoczynku — gdyby drzemki chwila!
Przymknęła oczy i już snem oddycha.
Strona:PL Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego. T. 2.djvu/150
Ta strona została przepisana.