Strona:PL Wyspiański - Śpiewałem wielkość.djvu/119

Ta strona została przepisana.

a kraj ich wszystkich słuchał, wszystkim wierzył —
i z coraz głębszym smutkiem się przymierzył.

Strojeni w wiechy laurów poczerniałe,
we swoich proroctw zadumie owici,
wstępowali, jak posągi, na skałę,
a przez fałdziste szaty próchno świéci.
Pokazywali rany posiniałe,
że przez te rany sławą są okryci
i że te rany właśni bracia im zadali,
że się w poświęceń łzach i krwi kąpali.

To byli wodze narodu, ich właśni,
co przewodzili nad ludem krzykami,
gędźbami nowe podsycali waśni,
samozwańczymi będąc prorokami.
Stawał się naród, jak ugorne pole,
że chwasty kłosom przerosły głowami,
głuszące czysty siew coraz hałaśniej,
że już zaczęto ze zbóż plewić role.

Mówili wszystko, co powinien czynić
naród — w rozstajne wskazując mu drogi;
wzajem się w słowiech jęli lżyć i winić,
aż wzrośli na olbrzymie trzuchła-trwogi.
— Stał lud, gromadą słuchając bezradną,
iż się tak między sobą szarpią bogi,