Wielkości! Komu nazwę twą przydano,
ten tęgich sił odżywia w sobie moce
i duszą trwa, wielekroć powołaną,
świecącą w długie, narodowe noce.
Więc, choć jej świeży grób opłakiwano,
przemoże śmierć i trumien głaz zdruzgoce,
powstanie z martwych, na narodu czele
w nieśmiertelności królować kościele.
Naród mój tak się we swą przeszłość weśnił,
schodził we wszystkie grobowe piwnice,
z trupami się, umarłymi rówieśnił,
badał im w trzewach skonu tajemnice —
że sam w tych ciągłych łzach i płaczach pleśnił,
bruzdami czoło poorał i lice
i starzał, w coraz dalsze patrząc groby,
wzrok tężył w niweczne podcienia żałoby.
Rozpoznawałem, że kochał się w trunach,
kołysząc w nich swą myśl, jakby w szalupach —
że czytać znał, jak w powikłanych runach,
w bereł kruszynach i koron skorupach —