Ta strona została uwierzytelniona.
W NAMIOCIE DIOMEDESA.
DIOMEDES
(siedzi skulony)
TERSYTES
(wchodzi niosąc toboły)
Cóż to? Czuwasz tej nocy?
DIOMEDES
(milczy)
TERSYTES
Krwi moja rodzona.
Jestem twój krewny, — w tem cześć moja cała.
Po za tem jestem niczem. — Ciebie to nie boli,
że ja w tłum szary wszedłem, że zginąłem w tłumie.
Myślisz, że jestem niczem i że nic nie umię?
Wielki człowieku, pozwól przespać się w namiocie
gdzie w kącie, — ?
DIOMEDES
(milczy)
TERSYTES
Lub gdy nieśpisz, na twojem posłaniu — ?
Spać muszę, bowiem mam się zbudzić na zaraniu.
(kładzie się)
Myśl, myśl, mój wielki bracie. Nie zdarza się codzień,
żebyś myślał. U ciebie myśl rzadki przychodzień.
Teraz czuję, gdy patrzę na twą dziwną postać,
żeś ty może mój krewny i możesz mi sprostać.
Gdyby nie to, żem śpiący, mógłbym długo prawić;
smutek twój bym rozprószył i zdołał zabawić.