Strona:PL Wyspiański - Achilleis.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

Że, co się w mojej piersi obudziło duszą,
jest tem samem, co podłe policzki wykrztuszą.
Gniew mnie próżny porywa. Na kogóż się złoszczę?
Pies, co się czołgał tu za moją nogą
a dzisiaj jest ostoją tym, których ja chłoszczę
czynem, że mnie naprzeciw wszyscy nic nie mogą!
Obić jego powrósłem, rzemieniem, czy płazem — ?
Śmieć niegodzien, bym moim jego tknął żelazem.
Niegodzien, bym ja karcił go. — Śmieją się ze mnie!
Bo wszystko, com powiedział tam, rzekłem daremnie
Bo jeźli takie błazny mnie dziś posłuch dają,
czem są ognie co w piersi Achilla powstają — ?
Bo jeźli takie płazy, robactwo i brudy
garną się k’mojej myśli, — skalane me trudy.
Gdy Achilles w swej dumie żagle w lot rozwinął
wśród oklasków narodu Tersytes odpłynął!

(płacze)
PATROKLOS

Płaczesz...?

ACHILLES

Bo teraz widzę, żem jeno do miecza.
Żem wtedy jeno panem, gdy miecz w rękę chwycę;
że gdy mówię, — me słowa obrócą na nice,
że słowa są ciężarem. — Wezmę młot i zwalę,
wpadnę w ich rojowisko i myśl mą ocalę!!

(zrywa się)
(biegnie)
PATROKLOS

Co chcesz czynić?!