Strona:PL Wyspiański - Achilleis.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.
ACHILLES

Jak rany straszne i jakie okrutne.
O drogi bracie mój, o mój kochany,
jedyny synu, luby przyjacielu. —
Skłamałeś, dziecko szlachetne. —
Ojcze, mój ojcze, drogi rodzicielu
i cóż mi zbroje twe świetne?
W nich to przyjaciel mój ginie.
I cóż mi, matko nieśmiertelna Boża,
że sławę do dom przywiozę z za morza,
gdy w strasznym zyskałem ją czynie.
Kogom ukochał, w krwi przedemną leży,
przyjaciel jedyny miły.
Kogom czcić pragnął i duchem doścignął,
ręce go mściwe zabiły.
Próżnom się myślą ku niebu wydźwignął,
lot prześcigł moje siły. — —
O daj mi ciało, złóż tu na ramiona,
niech go poniosę pod płótna.
Młodości luba! O Śmierci okrutna.
O dolo ty moja stracona.

AJAS

Mogęż pójść z tobą?

ACHILLES

O czemuż nie z nami — ?
Przyjm pocałunek wdzięczności za niego.

(całuje ramię Ajasa)

Zbroję weź dla się. — — My pójdziemy sami.

AJAS

Strój ten mnie dajesz — twój!?