Strona:PL Wyspiański - Achilleis.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.
W DOMOSTWIE HEKTORA.
ANDROMAKA
(nad kołyską)
HEKTOR
(wchodzi)

Koniec mego spokoju, miejsca tu dla mnie nie ma,
jutro świtem wyruszę na bój.
Mir tam sposobią hańbą kupiony,
zniewagą tęgich rąk i zbrój.
Koń święty w morze zawleczony,
by zbłagać Pezejdonów gniew.
Zranion kochanek Afrodyty
a do mnie przyschła jego krew.

ANDROMAKA

Zraniłeś brata!

HEKTOR

Wierzysz temu?
Przybłęda, pastuch leśnych gór,
co mnie przewództwo wziął starszemu,
co śmiał nad Hery ołtarz święty,
którego jestem prawym stróżem,
czcić Afrodyty nagą postać.

ANDROMAKA

Nie drżysz przed zemstą?

HEKTOR

Zemstą czyją?