— Ależ to fragment olbrzymiej płaskorzeźby, która pomieszczona w państwowem muzeum w Trondhjemie w Norwegji, zwiedzaną jest tłumnie przez wszystkich turystów z całej Europy.
— To mnie nic nie obchodzi, cieszę się tylko, że zdołałem nakład skonfiskować, zanim go zdążyliście rozesłać.
Strata 800 guldenów za nakład tego numeru była już niepowetowaną.
Odtąd „Życie“ zostało podważone w swoich posadach, chybotało jeszcze na wszystkie strony, ale przyszła druga i trzecia konfiskata i los „Życia“ był przypieczętowany.
Wyspiański mógł bez żalu „Życie“ pożegnać, on swoją misję całkowicie, zbożnie i sumiennie spełnił. Chociażby biorąc techniczną stronę druku i wydawnictwa, pozostanie „Życie“ w układzie Wyspiańskiego na zawsze wzorem, jak skromnemi środkami można stworzyć coś bardzo szlachetnego i pięknego. Polskie drukarstwo winno mu pomnik wystawić! A jeżeli drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego, w której później Wyspiański wszystkie swoje utwory drukował, stała się wzorem dla innych drukarń i wywołała wśród nich szlachetną rywalizację, jeżeli na „Życiu“ Wyspiańskiego wzorowała się poniekąd — może nawet bezwiednie — wspaniała, bo rozporządzająca bez porównania bogatszemi środkami, „Chimera“ Miriama, to wszystko zasługą Wyspiańskiego.
Tak, tak! Wyspiański mógł odejść bez żalu — on zresztą był zbyt „souverain“, by czegośkolwiek żałować — odszedł, by wykonać w świętem skupieniu swoje gigantyczne pomysły — a już mu się wtedy majaczył „Kazimierz Wielki“ i „Bolesław Śmiały“ i już wtedy kreślił zdumiewające rysunki piastowskich świetlic, strojów, zbroi, rynsztunków, a nic nie potwierdza tak silnie mego przeświadczenia, że dusza Wyspiańskiego była obecną tym czasom i w niczem nie znalazłbym więcej przekonywającego dowodu na to, że Wyspiański rozporządzał pamięcią przed pamięcią teraźniejszości, jak właśnie te rysunki, którem świeżo w zbiorach Żuławskiego znowu oglądał.
Tak, a nie inaczej wyglądała Krysia i tylko tak mogła być przybraną, tak, a nie inaczej wyglądał Bolesław Śmiały i tak, a nie inaczej książęca świetlica, w której po krwawych bojach w miłosnych szałach spoczywał, a szatan mu zbrodnię podszeptywał.
Trzebaby spędzić całą chmarę najuczeńszych archeologów, badaczy przeszłości naszej, by się u Wyspiańskiego uczyli, jak to drzewiej w Polsce wyglądało.
Wyspiański jedyny jest kompetentny, bo on jedyny po one czasy to wszystko widział, a z przyjściem na świat, nie zatracił, jak zwykły człowiek, pamięci przedbytowych rzeczy, przeciwnie rozogniła mu się ciężką tęsknotą za tym utraconym rajem.
Rajem była dla Wyspiańskiego wszelka Przeszłość!
Wyspiański nienawidził teraźniejszości, gdzie się z nią zetknął, jak w „Weselu“, sam chłostał basa łykami Roboama, szarpał, kąsał, ciął rany królewską swoją pogardą, a z dzikiem szyderstwem przygrywał on, Wyspiański — Chochoł, sproszony na wesele wpół-pijanemu, odurzonemu, czczemi hasłami otumanionemu tłumowi do niesamowitego tańca:
Lulu, lulu mój maleńki, bohaterem chciało Ci się być, a Tyś bezwolne niemowlę — a miałeś chamie, złoty róg — coś z nim zrobił?
To też Wyspiański nie należy do współczesnej epoki — on jest zamknięciem, wspaniałem, królewskiem zamknięciem epoki tak zwanego Romantyzmu.
Dusza jego nawiązała z gwiaździstą Trójcą złote struny i na tej niebosiężnej harfie wygrał to, czego Ci trzej wypowiedzieć nie zdążyli. Dziś ani Mickiewicz, ani Słowacki, ani Krasiński nie są do pomyślenia bez tego męczeńskim krzyżem naznaczonego zwornika, jakim jest Wyspiański, a tak samo Wyspiański nie do pomyślenia bez tych trzech olbrzymów.
Pewno, że Wyspiański, jako poeta, nie wytrzymuje porównania z żadnym z nich, ale jeżeli weźmie się pod uwagę cały, bezwzględnie cały jego twór i jako malarza i poety, kto wie, czy szale zbytnioby się przechyliły.
Strona:PL Wyspiański - Dzieła malarskie.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.