Strona:PL Wyspiański - Dzieła malarskie.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

Bo chociaż dzieła jego nieraz olśniewają nas wzlotami szalonymi wyobraźni nieokiełzanej, chociaż oszałamiają nas zwidzeniami, graniczącemi niemal z halucynacją, to jednak wszystkie wspierają się na szkielecie myślowym twardym i nieugiętym, wymurowanym niechybnie. Sam Wyspiański tak o sobie mniemał.


ZE SZKICOWNIKA (rys. ołów.)1890
(ZE ZBIORÓW MUZEUM MIEJSKIEGO WE LWOWIE)

Nie byłem z Wyspiańskim w zażyłości, ale spotykaliśmy się niejednokrotnie, a raz nawet spędziliśmy we dwójkę noc całą, do białego dnia, na żywej rozmowie.
Było to w epoce tworzenia „Wesela”, o którem mówił mi krótko, że bierze pewne grono ludzi i dramatyzuje ich myśli. Ale opowiadał zarazem, co więcej, grał całe sceny, przyczem uderzyło mię, jak nienapisane jeszcze sceny widzi z najmniejszymi szczegółami, jak baczny reżyser, a nie sam twórca tych zjaw fantastycznych. Tak pokazywał mi, jak Marysia w chwili ukazania się Widma wesprze się prawem ramieniem o odrzwia; jak podczas całej sceny drzwi weselne stać muszą otworem, „inaczej przepadłoby całe jej wrażenie.” Gdy rozmowa potrąciła o metody pisarskie różnych autorów, Wyspiańskiemu — o dziwo! — imponował najwięcej Sardou ze swem rzemieślniczo mechanicznym sposobem budowania dramatów. Wspomniałem mu że pytałem raz Sienkiewicza, czy rzeczy swe pisze w jednym ciągu, czy też zgóry kreśli sceny które pociągają go najbardziej, i że odpowiedział: „Nigdy! Gdybym z strucli wyjadł rodzynki nie miałbym już ochoty imać się ciasta. Myśl o scenie, która mię pociąga, jest mi podnietą, że spieszę się do niej co żywo.” Wyspiański odparł swym tonem stanowczym:

ZE SZKICOWNIKA (rys. ołów.)1890
(ZE ZBIORÓW MUZEUM MIEJSKIEGO WE LWOWIE)