Przytaczam takie drobne szczegóły, gdyż malują umysłowowość Wyspiańskiego lepiej, niżbym to ja uczynić zdołał. Widzimy, jak w jego myśli na poczekaniu wszystkie dzienniki stają się dramatis personae, toczące z sobą o duszę polską bój zażarty w sposób, który artysta przemyślał, by był godny łupu, o który toczy się walka. Wyspiański przewidział już zapewne tego starcia siłę wypadkową.
Więc w tej samej myśli pozwolę sobie jeszcze zaryzykować pewną hipotezę. W roku 1895 Wyspiański pisał do przyjaciela:
Był to stan jego przejściowy. Lecz przypuśćmy, że przemienił się w trwały, i że Wyspiański miał możność i środki, by myśl swą urzeczywistnić. Czyby zaczął od formułowaniu dogmatów? Ani mowy! Nie wątpię, że najpierw narysowałby plan kościoła, obmyślany w najdrobniejszych szczegółach, by dał wyraz pojęciom tym, „nie tak łatwo dającym się określić“; że potem skomponowałby malowidła ścienne i witraże, wyobrażające tę „nieśmiertelność strasznie samotną“ i stan duchowy pokolenia, któremu taka nieśmiertelność przyświeca, jako jedyna nadzieja; że potem w tej świątyni ustawiłby scenę nową, nigdzie dotąd niebywałą, i dla niej stworzył nowe, religijno-poetyczne misterja, w których byłyby podźwięki i misterjów helleńskich