i chrześcijańskiego Średniowiecza, lecz w swej formie i treści znowa wytrysłe wprost z duszy, krzepkie, świeże, zdumiewające oryginalnością, głębokie myślami, olśniewające poezją i wyobraźnią, a swym nastrojem zawrotne. I w tej świątyni wierni łatwo odnajdowaliby swą duszę z wszystkiemi jej tęsknotami i porywami, a dla zgłębienia wszystkich wizyj i symbolów w misterjach uczeni spisaliby całe bibljoteki.
Zaś wszyscy opuszczaliby świątynię w głębokiej zadumie i bezmiernym smutku, od którego próżno broniłby się jej twórca całą siłą woli.
Smutek unosi się nad postacią Wyspiańskiego przez całe, krótkie życie.
Spisywać jego życiorys nie łatwo. Składa się z faktów, które spisać można w czterech wierszach, i z przeżyć duchowych, o których łacno napisać cztery tomy, gdy ukaże się cała korespondencja poety, gdyż ten zamknięty w sobie człowiek w listach odsłaniał swą duszę.
Nie jestem do tego powołany, ani też jest dzisiaj mem zadaniem opowiadać życie Wyspiańskiego, roztrząsać jego dzieła i oceniać obrazy. Nie piszę studjum dla uczonych, lecz dla tych, co wpatrywać się będą w reprodukcje dzieł plastycznych Wyspiańskiego, — przypomnienie wytycznych chwil jego żywota, trawionego gorączką twórczą.
Wspomnieć więc muszę o dzieciństwie, w którem formowały się zarodki dzieł przyszłych. Dzieciństwo to miało tło smutne i ponure, że aż kusi człowieka przedstawić małego Wyspiańskiego, jak Orcia z „Nieboskiej“, co „nie hasał na kijku, much nie mordował, nie wbijał na pal motyli,“ jeno w smętnej zadumie błąkał się pośród grobowców Wawelu. Tak nie było. Każde wrażenie pozostawiało na Wyspiańskim ślad trwały. Tak też i smutek, owiewający jego mło-