zwłaszcza w stronę ludu, a szlachty nienawidzi. W wycieczkach swych poznał spory szmat kraju, lecz chyba niewiele zawadzał o te stare dworki, w których czasu mroźnej zimy przechowywała się polskość żywa, jak u Kory ziarna, skoro w szlachcie widzi jeno tych, co pychą i lenistwem zgubili ojczyznę. Pod względem artystycznym Szkoła krakowska nie wycisnęła na nim wyraźnego piętna. Na jej czele stał wielki Matejko, który wywierał na Wyspiańskiego zdawna wpływ przemożny, jako człowiek, myśliciel, patrjota, i artysta rozmiłowany w przeszłości narodu. Wyspiański nieraz myślał obrazami Matejki (Wesele), ale Matejko, genjalny przeżytek romantyzmu, był talentem zbyt indywidualnie potężnym, by mógł stworzyć szkołę. Inni profesorowie: Löfler, Cynk, Jabłoński, z tradycjami akademji wiedeńskiej i monachijskiej, są (jak zawsze profesorowie) dla młodego pokolenia malarzami starej daty, na których nie należy się oglądać w poszukiwaniu dróg nowych. A wśród młodszego pokolenia też takich przodowników niema. Wprawdzie powróciło świeżo do Szkoły paru jej starszych uczniów, malujących teraz kompozycje pod okiem samego Matejki i gniewających mistrza importowaną z Monachjum najnowszą „moderną“: realizmem. Dziwnie spóźniona nowalja! Pogromca akademickiego realizmu, zwalczany zrazu i wyśmiewany Manet, tryumfuje w Paryżu oddawna, stał się już niemal klasycznym, iż obrazy jego wieszają w Muzeum luksemburskiem, kiedy akademicko-monachijski realizm przywieziono do Krakowa, jako prąd najnowszy. Przypadek sprawił, że Wyspiański rozminął się szczęśliwie z tym „nowym“ prądem.
Strona:PL Wyspiański - Dzieła malarskie.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.