nienki podrastające. Wyspiański portretuje je pastelami, podpisuje „Stanislas“ i obrazki rozdarowuje rodzicom. Są to ćwiczenia ręki i oka, bo głowa pracuje nad czemś innem.
Przybył tutaj z myślą doskonalenia się w sztuce, w której pierwsze kroki stawiał w kościele Marjackim pod okiem Matejki. Do spółki z Mehofferem pracuje nad witrażem, który tam umieszczony być ma nad chórem. Więc około sztuki zdobniczej myśl jego krąży ustawicznie, lecz nie wyłącznie kościelnej. Posłyszawszy, że ma być rozpisany konkurs na kurtynę do teatru krakowskiego, zabiera się zaraz do roboty. Projekt jego nie znalazł uznania, lecz szczęściem zachował się do dziś dnia. Przedstawia muzę, rozdzierającą zasłonę, z poza której, z tajemniczych głębin sceny, cały rój postaci tragicznych leci szalonym pędem wprost na widownię, podczas gdy figury starego teatru chronią się w kącie wylękłe. Tak wyobrażał sobie kurtynę ten, który jako uczeń gimnazjalny, ciekawością gnany, zakradł się za kulisy teatru krakowskiego, przyszły twórca „Wyzwolenia“. Niebawem chwyta się innej znów sposobności z powodu konkursu na dekorację sal „Rudolfinum“ w Pradze. Wywiedziawszy się o liczbie i rozmiarach potrzebnych kartonów, dzieli się pracą z Mehofferem, iż każdy połowę ich wykona. Pracują w tajemnicy, wysyłają kartony do Pragi i z bijącem sercem czekają wyniku. Oczekiwanie próżne: marzenia o nagrodzie rozwiały się! Ale Mehofferowi utkwił w pamięci jeden niezwykły pomysł kolegi: karton ten zwał się „Początki teatru“, a przedstawiał, jak w polu, na tle nocy ciemnej, usadowiła się w cieniu grupa chłopaków-widzów przed płotem, poza którym, w blasku ukrytych pod płotem latarek, ukazują się w przebraniu inne chłopaki — pierwsi aktorowie, udając jakaś zjawę fantastyczną. W swej prostocie pomysł ten zawiera syntezę teatru, jak go później