pojmował Wyspiański: jako przybytek odrębnego dramatu, rozgrywającego się między dwiema zamkniętemi w sobie jednostkami: widownią a sceną, przyczem scena nie ma odźwierciadlać rzeczywistości jakiejś określonej, lecz ma być świadoma tego, że jest złudą, i tem właśnie widownię niewolić.
Wracając myślą ciągle do teatru, Wyspiański nie wie jeszcze tego, że on sam jest w swej istocie przedewszystkiem dramaturgiem, choć na razie nie pióro ma w ręce, lecz pastel, którym kreśli wizerunek dziewczynki lub dziecka. Ale umysłowa atmosfera Paryża nie znosi północnych mgieł i niejasności; w niej się wszystko wyraźnie krystalizuje i uwypukla. Powróciwszy z Louvru, gdzie oglądał „przepyszne lalki Veroneza“, „śliczne marjonetki do teatru”, pisze do Rydla:
Nie trzeba brać tego dosłownie, że to mu się poczęło w głowie pierwszy raz wówczas. Jest to wynik długiej pracy duchowej, który Wyspiański zwykł sobie uświadamiać, gdy mu przed oczyma błyśnie jakaś wizja dramatyczna. Więc przepyszne lalki Veroneza zagrały mu jakiś dramat w ogrodzie Tuilleryjskim i zaraz woła: Dramat wszędzie! Tak na dwa lata przed śmiercią zapisze w kalendarzu: „pierwszy raz widzę słońce“, lecz niestety brakło mu już sił, by nam