rachunkiem obliczone, wykonane niechybnie. Lecz tu zadaniem jego będzie ozdobić salę zebrań pięknie, wygodnie, praktycznie, niedrogo, — braknie mu natomiast tej dramatycznej podniety, którą odczuwa np. w murach starego kościoła. Potem projektować będzie sprzęty domowe, zawsze bardzo oryginalne i dekoracyjne, przypominające nam wszakże, że Wyspiański nigdy nie zaznał uroku home: domu własnego, zacisznego, wygodnego, przytulnego. Najprzedniejszem w tej dziedzinie okaże się przeto urządzenie „świetlicy“ na wystawie „Sztuki“ w Krakowie; wręcz zaś genjalnymi będą jego pomysły dekoracyjno-zdobniczo-kostjumowe przy inscenizacji „Bolesława Śmiałego“; tu zdumiewająca intuicja, zapuszczająca korzenie w przeszłość zamierzchłą, pójdzie ręka w rękę z twórczym rozpędem reformatora, torującego sobie drogi własne.
A że to piętno Wyspiański wycisnąć musiał na wszystkiem, czego się dotknął, nie mógł pominąć i zdobnictwa graficznego. Sposobność po temu nawinęła się sama. W kawiarni „pod pawiem“, naprzeciw teatru, schodzić się wówczas poczęli nowi profesorowie Akademji sztuk pięknych, wśród których rej wodził Stanisławski swą werwą, zapałem i dowcipem. Przychodził tam Przybyszewski, porywający i słowem i muzyką dziwnie potężną. Więc ściągać tam poczęli młodsi poeci i literaci: Rydel, Tetmajer, Artur Górski, Antoni Potocki, Grzymała Siedlecki i tylu innych. Garnąć się też jęli artyści teatru, który pod wodzą Pawlikowskiego wybija się na przodujące w Polsce stanowisko. Tu toczą się zażarte spory artystyczne i literackie, bywa gwarno, wesoło, huczno. Rozpalają się wyobraźnie, a czasem z czupryn się kurzy. Wyspiański