On wyraźnie napisze, co w twarzach ludzkich wyczytał! Napisze czasem bez miłosierdzia. Bo gdy spostrzeże, że ktoś patrzy nań „cudzemi oczyma“, przywróci mu jego wzrok prawdziwy i ręką pewną, konturem niewahającym się, stanowczym, narysuje to właśnie, co się pod maską kryje. Wypatruje linje, w których odbija się charakter człowieka i jego dusza. A chwyta je migawkowo, w jakiemś ruchu charakterystycznym, lub chwili przeżycia duchowego, iż czynią nam wrażenie nie portretów, lecz na gorącym uczynku pochwyconych wyrywków z dramatów, których nie znamy początku i końca. To go zajmuje, to zaciekawia. Gdy do niego, co miewał „modela za darmo i portrety również“, przyszedł ktoś zamówić swój portret za pieniądze, Wyspiański przyjrzał mu się uważnie i rzekł spokojnie: „Nie widzę powodu, czemu pański portret miałby być zgoła malowany“. Nie miał najmniejszego zamiaru być złośliwym; chciał tylko powiedzieć, że po tej twarzy oko jego ślizga się, o nic nie zahaczając. Lecz gdy się o coś zahaczy, Wyspiański wrażenie swe ołówkiem czy pastelem wyrzeźbi niechybnie. Wyrzeźbi zapatrzenie się, błysk myśli, obłudę, chytrość, zadumę, czy wdzięk bezwiedny dziecka.
W studjach Wyspiańskiego dziecko odgrywa rolę naczelną, a jest to zawsze dziecko-dramat. Dramat — to niemowlę u piersi, w którem chęć życia, instynkt walki o byt, ujawnią się z tak szczerą, bezwzględną, brutalną niemal siłą. Dramat — to dziecko, jakby po raz pierwszy dostrzegające świat zewnętrzny i patrzące nań okiem zdziwionem, olśnionem, w którego głębiach wszczątek myśli się budzi. Dramat — te dziewczęta miejskie, blade, anemiczne, skrofuliczne, wpatrujące się w chudą roślinkę w doniczce, czy łapczywie wchłaniające całą woń fijołka z głodem, nienasyconym nigdy. Dramat — te podlotki, zaniepokojone zagadką życia, nieznaną, odgadywaną, zastraszającą, ponętną. Dramat — to Macierzyństwo: psychologiczna zagadka