doskonale ci, o których najmniej sądziłem, że zrozumieją“; więc widoki laika w odczuwaniu piękności dzieł jego nie są wiele gorsze od widoków teoretyków, wielce uczonych w linji, bryle i plamie. Powtóre, że celem wszystkiego, co napisałem, było jedynie oddanie kornego pokłonu sztuce plastycznej Wyspiańskiego, w której jego twórczość znajduje wyraz tak potężny, tak jasny, tak przejmujący i zrozumiały.
Nawet najogólniejsze omówienie działalności literackiej Wyspiańskiego przekroczyłoby znacznie zakreślone tutaj ramy. Działalność ta wywołała już dziesiątki studjów, rozpraw i książek i nadal wywoływać je będzie, gdyż ich temat daleki jest od wyczerpania. Będzie ona wciąż pociągała badaczów i nowemi myślami, które Wyspiański wniósł w piśmiennictwo polskie, i nowem ujęciem ich artystycznem, i nowemi metodami pisarskiemi, i nowemi wartościami, któremi wzbogacił nasz teatr, i wreszcie mnogością problemów poruszonych, tak często wymagających zgłębienia i wyjaśnienia. Tutaj co najwyżej miejsce na kilka uwag dorywczych.
Wyspiański zostawił nam w dwu dziełach skrót rozwoju swej twórczości poetyckiej: w „Legendzie“ i „Bolesławie Śmiałym“. Przyszłą „Legendę“ napisał jako libretto, „Wandę“ jeszcze w Paryżu, a w r. 1897 pisał do Opieńskiego: „Przerobiłem „Legendę“ w ten sposób, że usunąłem język literacki... a dałem język tęgi, stary“. Niemal na pewno twierdzić można, że te przeróbki nie ograniczyły się do zmian językowych, lecz że wtedy (wraz z dwiema balladami) poeta wprowadził do utworu motyw, powtarzający się odtąd stale: